Do wielu miejsc i małych plażyczek nie da sie dojść, można tylko dopłynąć. Na głównej plaży funkcjonuje cały przemysł łódkowo - kajakowo - SUPowy. A że plaża malutka, to tłum nieziemski. Byliśmy kolo 10, ale zapomnieliśmy, ze to niedziela🙈. I do tego były i naturalne fale i mnóstwo fal wywołanych przez rozmaite łódki, motorówki, pontony itp itd… start z plaży łatwy nie był, ale poszło. Niestety z uwagi na fale całą trasę pokonaliśmy na kolanach lub na siedząco. Przecudnie było. Ogromne klify, pełno wystających skałek, liczne zatoczki…. I ta najsłynniejsza jaskinia Cave Bengali - z dziurą w suficie!
Wyobraźcie sobie, ze na parkingu był zewnętrzny prysznic, gdzie można sie opłukać z soli i wodorostow😊
Po pływaniu szybkie zakupy w Lidlu i kierujemy sie do najbardziej na południowy zachód wysuniętego przylądka Europy - przylądka świętego Wincentego. Tu dopiero są wysokie klify!!! Dosłownie dech zapiera jak patrzy sie w dół…
A po południu plaża przy trasie Saint Vincenta. Jedna z wielu maleńkich pomiędzy wielkimi skałami. Ale ta z dojazdem, parkingami i kempingiem Monte Carvalhal da Rocha https://park4night.com/lieu/88957/ . Kemping bardzo zacny, z basenem, barem i bardzo fajną restauracją. Trafiliśmy na pozytywnie nawiedzonego kelnera, który co prawda na większość pytań nie znał odpowiedzi (pracował dopiero od kilku dni) ale twierdził, że kocha tą pracę, bo poznaje niezwykłych ludzi! Dzięki jego poleceniom Zaleś zjadł ośmiornicę a ja grillowanego granika. Czemu my w domu nie jemy takich ryb? Czemu ograniczamy sie do dorady i labraksa? Trzeba to zmienić! W Selgrosie na pewno można kupić. I jeszcze jedno odkrycie - deser. Kogiel mogiel z krówkowym mlekiem (wygotowanym mlekiem skondensowanym) i ubitą pianą. Leciutki, słodziutki i pyszniutki - baba de camelo (czyli ślina wielbłąda)😜
A nieopodal, po drodze na plażę mała Afryka🤪
Ludzi na plaży nie za wiele, ale plaża z ratownikiem. Woda zimna jak diabli, ale po upale miło dać się złapać zimnym falom. Zarówno po południu jak i rano. Ale rano mieliśmy dodatkowe atrakcje. Leżymy sobie na piasku, gadamy o wykupieniu i ubezpieczeniu kampera i… nad wzgórzem pojawia się chmura dymu. Widzieliśmy już takie w Portugalii, niestety w wielu miejscach płaną lasy. Ale ta wyglądała jakby była z naszego kempingu. Zebraliśmy sie szybciutko. Nie była od nas, ale światło na kempingu było jak przy zachodzącym słońcu (a było rano!). Hamak i krzesełka z małymi biało-szarymi pyłkami- to popiół! Ludzie trochę zaniepokojeni, ale nie za bardzo. My podjęliśmy decyzje, że wyjeżdżamy. Tak czy inaczej mieliśmy ruszać w ciagu godziny. Zapakowaliśmy sie, uzupełniliśmy wodę i w drogę… a tu droga zamknięta…. Wiec objazdem. Objazd wąską droga na której momentalnie powstał zator….a ogień sie zbliża. Na małym, zakorkowanym skrzyżowaniu kierowcy wysiedli z aut! I wszyscy krzyczeli po portugalsku. W głowie układaliśmy plan jak uciekać jeśli za moment nie uda się odblokować drogi i uciec. Po chwili dyskusji na zatkanej wąskiej drodze ustalony został plan. Ktoś wycofał, ktoś wjechał w krzaki. Udało się odkorkować jedyną drogę ewakuacji z zagrożonego terenu. Jesteśmy bezpieczni.
Popołudnie spokojnie, na plaży Praia do Guincho....
Comentarios